Efekty wycieczki "Juli" do Rogóżna (2)

Mam nadzieję, że wczorajszy tekst o udanej akcji Armii Krajowej przeprowadzonej w Rogóżnie k/Łańcuta rozbudził Waszą ciekawość i że wyczekujecie dalszego ciągu tej fascynującej historii.

Do tej pory przytoczyłam ogólnie znane fakty. Można je znaleźć w książkach i artykułach, których autorzy często powtarzają, iż akcja "Jula" nie miała wpływu na mieszkańców wsi. Niemcy dali się nabrać na podrzucone "dowody" i doszli do wniosku, że tory kolejowe zostały wysadzone przez Rosjan. Jeden z dokumentów z naszych zbiorów rzuca trochę inne światło na ten ostatni akt dramatu.

Są to wspomnienia nauczycielki Stefanii Czyrek, która z narażeniem życia organizowała w Rogóżnie tajne nauczanie na bardzo wysokim poziomie. 

Stefania, związana z kręgami inteligentnej młodzieży wiejskiej ("Wici", Uniwersytet Ludowy w Gaci), znajoma Ignacego Solarza, Jana Marszała i Piotra Świetlika, zaczęła uczyć dzieci w tajemnicy przed władzami okupacyjnymi już na początku 1940 roku. Było to tym trudniejsze, że Rogóżno nie było miejscowością, w której Niemcy pojawiali się sporadycznie:

"Rogóżno jest wsią położoną między torem kolejowym a szosą, tj. głównymi magistralami łączącymi zachodnią ze wschodnią Europą w południowej Polsce. Tędy przewalały się dywizje walczących Niemców z Polską, a później Związkiem Radzieckim, ale też tędy następowała ucieczka armii hitlerowskiej po klęsce doznanej z rąk Armii Czerwonej. Tor kolejowy i szosa były pilnie strzeżone od pierwszego momentu wkroczenia okupanta, aż do ostatniej chwili. W Rogóżnie stale kwaterowali Niemcy i zajmowali wszystkie domy w tej małej wiosce. (...) Dowódca niemieckiego batalionu odpowiadał za spokój na terenie wsi." [S.Czyrek, Moje wspomnienia..., MBP w Łańcucie, 61/III]

fot. A. Urbańska

Autorka tekstu (napisanego w 1969 roku) przytacza wiele ciekawych zdarzeń, których była uczestnikiem. Wspomnę tu tylko o jednym, interesującym dla tych mieszkańców Łańcuta, którzy wiedzą, kim był Józef Kokott, nie pierwszy w historii naszego miasta "diabeł łańcucki".

W domu, w którym odbywały się tajne lekcje, znajdował się sklep. Drugi pokój zawsze był zajęty na kwaterę dowódcy niemieckiego batalionu. W trzecim pomieszczeniu, wychodząc z założenia, że "Najciemniej jest pod latarnią", Stefania Czyrek uczyła dzieci historii i geografii Polski oraz przerabiała z nimi klasykę polskiej literatury.

A oto jak opisała wizytę Kokotta w Rogóżnie:

S. Czyrek, Moje wspomnienia z tajnego nauczania na terenie gromady Rogóżno, powiat Łańcut,
źródło: MBP w Łańcucie, 61/III

Stefania Czyrek, ok. 10 lat po wojennych wydarzeniach w Rogóżnie

Nadszedł rok 1944. Przed samą Wielkanocą do Rogóżna dotarli młodzi żołnierze z warszawskiego batalionu "Zośka" i wysadzili przejazd kolejowy, wyrządzając okupantowi ogromne szkody.

"Podłożyli paczki z materiałem wybuchowym w radzieckim opakowaniu w pewnej od siebie odległości na torze kolejowym prowadzącym przez samą wieś Rogóżno. Partyzanci popełnili tę nieostrożność, że pozostawili na zboczu nasypu kolejowego drabinkę wziętą ze stajenki Marii Czarneckiej. (...) Zjechało gestapo z psami, które obwąchawszy drabinkę, zaprowadziły do stajenki przy budce kolejowej Czarneckich. (...) Gestapo orzekło, że nikt inny nie mógł dopuścić się czynu, tylko miejscowi ludzie, bo tylko oni mogli wiedzieć o drabince znajdującej się na polu pod ścianą stajenki." [S.Czyrek, Moje wspomnienia..., MBP w Łańcucie, 61/III]

Gestapowcy zmusili mieszkańców do naprawy szkód wyrządzonych przez AK i obstawili wieś żołnierzami z karabinami maszynowymi, nie wypuszczając nikogo poza obręb zabudowań. Już o godzinie 7 rano na posterunku mieli stawić się wybrani przez sołtysa zakładnicy. Niemcy zarządzili pacyfikacje Rogóżna!

Stefania Czyrek szybko dowiedziała się o wszystkim, gdyż jej szwagier został wyznaczony na jednego z zakładników. Przebojowa nauczycielka postanowiła prosić o ratunek niemieckiego dowódcę batalionu, który stacjonował we wsi od kilku miesięcy:

S. Czyrek, Moje wspomnienia z tajnego nauczania na terenie gromady Rogóżno, powiat Łańcut,
źródło: MBP w Łańcucie, 61/III

Udało się przekonać Scislovskiego, że nikt z Rogóżna nie mógłby wysadzić torów kolejowych, gdyż mieszkańcy drżą przed wojskiem surowo patrolującym wieś i pilnującym godziny policyjnej, że ludzie boją się rakiet świetlnych rzucanych często z samolotów. Delegacja błagała o pomoc przekonując uniżenie żołnierza, że jest on przecież panem życia i śmierci cywilnej ludności.

"Dowódca wysłuchał wszystkiego spokojnie, powiedział "gut" i przyrzekł wszystko załatwić. Poszedł do mieszkania Michnów, gdzie siedzieli trzej oficerowie gestapo (...) Pięciu podoficerów weszło do sieni z bronią automatyczną, uchylił jeden z nich drzwi do kuchni, z której dochodziła coraz głośniejsza rozmowa zmieniająca się we wrzask. (...) "Hauptmann" początkowo mówił spokojnie i był opanowany, a wreszcie i on wybuchnął głośno wrzeszcząc, że on gwarantuje swoim życiem, że nikt z tutejszej ludności nie dokonał dywersji, bo żołnierze pełnią ostrą wartę we wsi, co zresztą było zgodne z prawdą. Twierdził, że aktu wysadzenia toru dokonali "rusische Banditen". Powiedział jeszcze, że pod Stalingradem nie było polskich bandytów, a Niemcy doznali klęski. Zapytał, czy gestapo uważa, ze tam też byli "polnische Banditen"? Dodał, że gestapo jest odważne daleko od frontu wśród bezbronnych starców, niewiast i dzieci, ale pod Stalingradem ich nie było. Niech idą na front, to zobaczą, co to jest wojna! Straszna to była rozmowa." [S. Czyrek, Moje wspomnienia..., MBP w Łańcucie, 61/III]

Odważny był ten "Hauptmann", to trzeba mu przyznać. Nie natrafiłam na żaden ślad kapitana Maksymiliana Scislovskiego - może ktoś z Państwa zna jego dalsze losy, wie gdzie szukać informacji lub jakiejś fotografii?

Atmosfera robiła się coraz gęstsza, oficerowie gestapo kilka razy podczas rozmowy chwytali za pistolety, a w sieni robiło się coraz tłoczniej od uzbrojonych żołnierzy. Wreszcie Niemcy doszli do porozumienia, podali sobie ręce i wszystko się uspokoiło. Tory zostały naprawione, ciężarówki odjechały bez więźniów, a mieszkańcy wsi odetchnęli z ulgą. Stał się wielkanocny cud - gestapo zrezygnowało z pacyfikacji Rogóżna.

Dzięki temu wydarzeniu autorzy tekstów o akcji "Jula" mogą dziś pisać, że "mieszkańców Rogóżna nie spotkały żadne represje", bo Niemcy uwierzyli, iż sabotażu dokonali Rosjanie. Warto wspomnieć o tym, jak mocno ludność wsi otarła się o tragedię. 

Nie wolno zapomnieć o jednej rzeczy - w odwecie za całą akcję "Jula" (Rogóżno, Chodaczów i Nowosielce) Niemcy rozstrzelali 50 osób. To tragiczny skutek brawurowego wyczynu, którym dowództwo AK chciało się popisać przed Aliantami.

Stefania Czyrek pracowała po wojnie jako nauczycielka języka polskiego w Szkole Rolniczej w Wysokiej k/Łańcuta. Warto dodać, że jej najstarszy brat, Stanisław Czyrek (ur. 5.05.1894), był nauczycielem gimnazjalnym w Pińsku i został zamordowany przez Rosjan w Katyniu. 

Stanisław Czyrek








Komentarze