"Była okropna noc..." - 84. rocznica bitwy o Łańcut

Historię można poznawać na różne sposoby. Jednym z nich może być czytanie opracowań naukowych i podręczników, poznawanie faktów, liczb, dat. W ten sposób dowiadujemy się kiedy i gdzie coś się wydarzyło, kto brał w tym udział, w głowach zostają nam nazwy, nazwiska, powiązania rodzinne, miejsca, itd.

Inną formą zdobywania wiedzy historycznej jest czytanie wspomnień, dzienników, pamiętników uczestników wydarzeń, ludzi, dla których nasza przeszłość była teraźniejszością. To oni ścierali podeszwy butów na zamkowych korytarzach, oni podawali wodę do mycia władcom lub generałom, walczyli o wolność w czasie powstań narodowych, z zapartym tchem czekali na kolejne odcinki powieści Sienkiewicza ukazujące się w warszawskim "Słowie" czy krakowskim "Czasie", to oni wiwatowali na ulicach podczas przemarszów wojsk i ukrywali się w piwnicach podczas nalotów. Ci ludzie czuli i przeżywali Historię. 

fot. Anna Urbańska

Jedna forma bez drugiej istnieć nie powinna. Dzięki zbiorom regionalnym dostępnym w instytucjach kultury na całym świecie, możemy poznać każdy epizod historyczny z najróżniejszych punktów widzenia. 

Dzisiaj niech za przykład posłuży nam wydarzenie, którego 84. rocznicę będziemy jutro obchodzić.

O obronie Łańcuta 9 września 1939 roku możemy przeczytać w książkach, opracowaniach naukowych, artykułach prasowych. Wiele z nich znajduje się w bibliotecznej Czytelni Zbiorów Regionalnych. 

Jednym z naszych najciekawszych skarbów, o których warto wspomnieć przy tej okazji, jest pamiętnik Oleńki Kęskiewiczówny, która w chwili wybuchu wojny miała zaledwie 11 lat. Córeczka Jana Kazimierza i Genowefy Kęskiewiczów, właścicieli księgarni i wypożyczalni książek, zaczęła wypełniać zeszyt krótkimi notkami w czerwcu 1939 roku. Dzięki nim możemy wczuć się w atmosferę panującą w mieście dwa miesiące później i zobaczyć obronę Łańcuta oczyma przerażonego, niewiele rozumiejącego dziecka. 

fot. Anna Urbańska

10. Pułk Strzelców Konnych (w 1939 r. już w pełni zmotoryzowany, podobnie jak cała 10. Brygada Kawalerii, w skład której wchodził pułk - nazwa została zachowana tylko dla tradycji), który stacjonował w mieście od 1921 roku, był niezwykle kochany przez łańcucian. Jego żołnierzy w eleganckich mundurach pełno było zawsze na naszych ulicach i na wszelkiego rodzaju uroczystościach. Dzięki znajomości okolicy, pułk bardzo skutecznie wypełniał rozkazy płk. Stanisława Maczka, dowódcy brygady. Ich zadaniem było spowolnienie działań wojsk niemieckich na naszych terenach.

"7 września 1939 r. 10. Brygada Kawalerii po walkach w Beskidzie Wyspowym i w rejonie Wiśnicza (...) otrzymała zadanie przejścia do Rzeszowa. (...) Dowódca brygady został wezwany do sztabu armii, gdzie otrzymał nowe zadanie: "Zasadniczo zadaniem brygady jest wygrać dla armii dwa cenne dni 8 i 9 września, potrzebne dowódcy armii na obsadzenie obronne linii Sanu". (...) W walkach o Rzeszów 10. Pułk Strzelców Konnych opóźniał przeciwnika na północno-zachodnich podejściach do miasta (...). Miał wykonywać to zadanie do zmroku, a następnie (...) przemieścić się w rejon Łańcuta, którego obrona zaplanowana została na 9 września". [Bartosz Janczak, Obrona Łańcuta 9 września 1939 roku, Wielka Księga Kawalerii Polskiej, tom 40].

10. Pułk Strzelców Konnych na łańcuckim rynku
[z wirtualnych zbiorów MBP w Łańcucie]

"Od 1 września nie było nauki w szkole, bo wybuchła wojna, a od 4 września przez Łańcut zaczęły przewijać się rzesze uciekinierów. Pamiętam, że w miejscu, gdzie dziś stoją światła koło szkoły przy ul. Piłsudskiego, nauczycielki zorganizowały punkt żywieniowy, gdzie można było dostać wodę z sokiem, chleb, bułki, które wraz z kolegami donosiłem do olbrzymich baniaków i na stoliki. Soki i dżemy przynosiłem z domów od nauczycielek, a chleb od piekarzy Kwiatka i Nawojskiego. (...) Uciekinierzy przechodzili przez Łańcut jeszcze do południa 9.09, blokując drogę oddziałom wojskowym, które przygotowywały się do obrony Łańcuta. W dniu 8.09 było widać i słychać bitwę o Rzeszów, a szczególnie bombardujące go samoloty, które nadlatywały co godzinę. Strzelaninę karabinową i kanonadę było słychać do godziny 10 wieczór". [Wspomnienia Józefa Wojnarskiego, Gazeta Łańcucka, nr 11/2009].

"Tak, po raz pierwszy po kilkutygodniowej nieobecności w garnizonie, 10 Pułk Strzelców Konnych wraca do swoich koszar, a ja do swojego rodzinnego miasta. Kilkunastokilometrowy przemarsz z Rzeszowa do Łańcuta nie był bardzo prostym zadaniem do wykonania. Droga była zapchana falą uciekinierów i taborami. Niejednokrotnie rozpacz ogarniała dowódców poszczególnych jednostek na widok zatarasowanej drogi i bezładu wśród uciekinierów. Przed nimi stał z jednej strony obowiązek osiągnięcia Łańcuta w nakazanym czasie, z drugiej strony tragiczny los tych nieszczęśliwych ludzi uciekających przed Niemcami. Pozostawienie ich na szosie od dnia następnego mogło być równoznaczne ze skazaniem ich na śmierć przez bombardowanie lotnicze, a opóźnione uchwycenie Łańcuta, spowodować mogło klęskę całej Brygady. Dzięki wysiłkowi, zręczności i doświadczeniu oddziału regulacji ruchu, droga została odkorkowana i oddziały wyznaczone do obrony Łańcuta osiągnęły miasto w czasie dającym im możliwość krótkiego wypoczynku i przygotowania obrony w dniu następnym". [Wspomnienia Wincentego Pawłowskiego, kapitana artylerii].

Oleńka Kęskiewiczówna pisała 8 września: "Rano byłyśmy na cmentarzu. Na cmentarzu pełno wojska było. Jak przyszłyśmy z cmentarza to dawałyśmy wojsku kwaśne mleko i wodę z sokiem. A popołudniu przyszli do nas żołnierze zjeść coś, bo byli bardzo głodni".

fot. A. Urbańska

"Około godz. 13.30 [9 września] przygoniłem w pole na Wisielówce dwie krowy, uwiązałem je na kołkach i wylazłem na stojak geodezyjny (...), z którego miałem dobry widok na stanowiska naszych żołnierzy w kierunku na Rzeszów. Po chwili zauważyłem, jak przy zabudowaniach (...) zatrzymał się czerwony samochód osobowy, z którego wysiadło dwóch oficerów. (...) Wtem patrzę, leci w moją stronę żołnierz i woła: "Złaź z tego stojaka smarkaczu i zabieraj te krowy, bo będzie strzelanina". [Wspomnienia Józefa Wojnarskiego, Gazeta Łańcucka, nr 11/2009].

"Tymczasem 10 psk, który do Łańcuta dotarł ok. 1.00 w nocy, od wczesnych godzin rannych przygotowywał obronę, mając na uwadze realizację zadania jakim było utrzymanie miasta do godzin wieczornych. Dowódca pułku ppłk Bokszczanin, przygotowując obronę miasta, wysłał wczesnym rankiem patrole motocyklowe z zadaniem rozpoznania i dalekiego ubezpieczenia. (...) Natarcie 4 DLek. na Łańcut rozpoczęło się ok. godz. 15-16. (...) Podczas gdy pułk z powodzeniem bronił zachodnich skrajów miasta, nastąpił kryzys na skrzydle południowym. (...) W godzinach popołudniowych Łańcut został silnie ostrzelany. Niemcy ogień artyleryjski skierowali na pozycje 10 psk, na miasto oraz na park zamkowy". [Joanna Kluz, Obrona Łańcuta we wrześniu 1939 r.].

10. Pułk Strzelców Konnych na łańcuckim rynku
[z wirtualnych zbiorów MBP w Łańcucie]

"W pierwszych dniach września 1939 r. powiat łańcucki znajdował się na zapleczu działań zbrojnych zapoczątkowanych niemiecką agresją. Przez region przemieszczały się na zachód transporty kolejowe przewożące zmobilizowanych żołnierzy i sprzęt wojskowy. Oddziały niemieckie z 4. Dywizji Lekkiej wkroczyły do Łańcuta w nocy z 9 na 10 września 1939 r., po stoczeniu po południu 9 września walk na przedpolu miasta pod Albigową, Krzemienicą oraz w rejonie łańcuckiego dworca kolejowego z broniącym macierzystego miasta 10. Pułkiem Strzelców Konnych, należącym do 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. Chcąc uniknąć oskrzydlenia od południa i północy, polskie oddziały tej samej nocy wycofały się z miasta w kierunku Przeworska i Jarosławia. Przed nadejściem Niemców na Łańcut spadły pociski artyleryjskie, powodując śmierć dwudziestu osób cywilnych i rany kilkudziesięciu". [Andrzej Borcz, Obwód Łańcut SZP-ZWZ-AK w latach 1939-1945]

"Od samego prawie południa lecą pociski na zamek, gdzie siedzi sztab brygady. Kilka naszych łazików stojących obok jest podziurawionych oraz kilku żołnierzy przy sztabie rannych. Tylko dwa pociski trafiają w sam zamek, robiąc drobne uszkodzenia". [Wspomnienia rotmistrza Ludwika Ferensteina].

Z pamiętnika Oleńki Keskiewiczówny, mieszkającej  w centrum miasta przy ulicy Wałowej: "Rano byłam w domu. Około godz. 2-giej popołudniu zaczęła się strzelanina. Poszłyśmy do piwnicy, do naszego schronu. Siedziałyśmy bardzo długo i nawet w nocy spałyśmy tam. Gdyśmy wieczór na chwilę przyszły do domu zobaczyłyśmy łunę od wschodu i zachodu. Zapaliło się coś 7 domów od kul armatnich i dużo ludzi zabiło. Potem poszłyśmy spać w piwnicy. W nocy prawie nic nie spałam. Była okropna noc..."

fot. A. Urbańska

"Po kwadransie kanonady przeniesiono ogień na naszego lewego sąsiada i tak na zmianę, prawie do wieczora. Na przedpolu bez zmian - żadnego ruchu tylko na prawo od szosy samotny oracz bronował świeżo zaorane ściernisko. Czasami znikał, bo teren był pofałdowany. Pewnie dlatego też do tej pory uszedł naszej uwagi. Niewiele do tej pory zwracał uwagi na przelatujące górą pociski, ale w pewnym momencie znikł, zostawiwszy wóz i narzędzia. Widocznie zauważył coś bardziej niebezpiecznego niż wysoko przelatujące granaty. Biorąc pod uwagę to, że mieliśmy niecałe 2 km szosy pod obserwacją, dość długo czekaliśmy na rozwiązanie tej zagadki. W końcu ukazała się mała kolumna pojazdów mechanicznych (...). Zatrzymała się w przydrożnym sadzie. (...) Mimo dość dużej odległości oddaliśmy kilkanaście długich serii z naszego rkm. Na drodze powstało zamieszanie. Jedna solówka zjechała do rowu, druga pozostała na szosie. Dwa motokosze, zawracając, zderzyły się i wpadły do rowu". [Jan Sowa, Obrona Łańcuta w oczach dowódcy plutonu, Gazeta Łańcucka, nr 9-10, 2000].

"Sytuacja brygady stawała się bardzo trudna. Dlatego płk dypl. Stanisław Maczek podjął decyzję o opuszczeniu o zmroku rejonu Łańcuta. (...) 10. Pułk Strzelców Konnych wytrwał na swoich pozycjach i dopiero w późnych godzinach nocnych rozpoczął odwrót. Czołgi [niemieckie] wtargnęły od południa do Łańcuta. W okolicach rynku odcięły dowódcę pułku, jego poczet oraz 4. szwadron od sił głównych pułku. W tym położeniu ppłk Janusz Bokszczanin, wykorzystując doskonałą znajomość miasta, poprowadził strzelców konnych do ataku na bagnety i bez strat własnych przebił się w rejon ześrodkowania pojazdów mechanicznych pułku w Głuchowie. Ta nocna walka dowódcy stanowiła ostatni akord działań 10. Pułku Strzelców Konnych w rejonie Łańcuta". [Bartosz Janczak, Obrona Łańcuta 9 września 1939 roku, Wielka Księga Kawalerii Polskiej, tom 40].

10 września w pamiętniku Oleńki: „(...) Dziś wkroczyło do Łańcuta wojsko niemieckie. Wojsko było ubrane w szare mundury”.

Za udostępnienie dziennika do zbiorów regionalnych biblioteki dziękujemy córce jego autorki.

fot. A. Urbańska

Komentarze