Baranek z brylantami
Leon Potocki (1799–1864), syn Stanisława Potockiego, generała w Królestwie Polskim, chrześniak księcia Józefa Poniatowskiego. Pod pseudonimem Bonawentury z Kochanowa pisał m.in. pamiętniki i powieści.
Jednym z niezwykle ciekawych tekstów Potockiego, z których możemy wyciągnąć ogromną wiedzę o życiu Polaków nie tylko w XIX wieku, jest niepozorna książeczka pt. "Święcone u Potockich czyli Pałac Potockich w Warszawie". W naszych zbiorach znalazła się dzięki temu, że Biblioteka Szkoły Ludowej w Łańcucie miała ją w swoim katalogu pod numerem 1096. Można ją zakwalifikować jako pamiętnik pisany z zacięciem powieściowym, zbiór wspomnień, myśli, wrażeń z lektury.
Przy okazji święta Wielkiej Nocy warto wspomnieć - za Bonawenturym z Kochanowa - jak wyglądały stoły ze "święconym" nie tylko u magnatów, ale także u bogatych mieszczan. Pisownia za oryginałem ;)
Pierwszy fragment jest przytoczonym przez Potockiego listem dworzanina hetmana Jana Tarnowskiego do żony. Mikołaj Pszonka opisuje swojej Salusi stół wielkanocny postawiony u mieszczanina i rajcy krakowskiego Mikołaja Chroberskiego. Autor "Święconego..." przepisał relację z prasy. Dzisiaj już się nie dowiemy czy zdawał sobie sprawę z tego, że list jest mistyfikacją stworzoną przez Konstantego Majeranowskiego, krakowskiego dziennikarza i wydawcę. Żaden z Mikołajów w rzeczywistości nie istniał, ale sam opis XVI-wiecznego przyjęcia powstał na podstawie źródeł z epoki.
"Otóż gdybyś Waszeć patrzyła: stół okrągły na środku wielki dębowy, żeby stu ludzi koło niego wygodnie siadło i jadło. Obrus na nim jeden wielki, ale w krzyż zeszywany, tak, że ledwie się wpatrując bardzo, poznać to. Było na nim co tu opowiadam, bom sobie każdą rzecz na pamięć brał, abych Waszeci rzetelną relacyą zdać mógł.
Na sześciu misach srebrnych, roboty wspaniałej, były mięsiwa wędzone wieprzowe z zad. Na drugich sześciu było dwoje prosiąt okrąglutkich, kiełbasy najmniej po cztery łokcie długie, a dziwnie pachnące i koloru krokoszowego ciemnego, ustrojone rzędami jaj święconych i pisanek, pomalowanych w przeróżnej barwie, ale najwięcej na rakowe. Mięsiwo miało cudną powłokę z tłuszczu, w różową barwę wpadającą.
Pomiędzy temi misami stały figury z ciasta przedniego, wyobrażające dziwnie zabawne historyjki. Poncyusz Piłat wyjmował kiełbasę z kieszeni Mahometa, a wiadomo, że żydzi i turcy nie jedzą wieprzowiny, więc to na nich epigramma było pocieszne. Na samym środku stołu stał baranek z masła, wielkości naturalnej owieczki; ale jabych za cały stół rad był wziął jemu oczy, a wszakoż to były dwa brylanty, jak laskowe orzechy, w czarnej oprawie, alias pierścienie ukryte w maśle, których tylko tyle widać było, ile potrzeba na okazanie oczu. (…)
Dalej stały tedy bański srebrne wyzłacane z octem, oliwą i cztery kruże (dzbany) wielkie starego miodu na tacach srebrnych wyzłacanych, obstawione także czarami wyzłacanemi. Dalej srebrne łódeczki z konfektami, wszelkich owoców, jako Pan Bóg w kraju dał (…). Stało też w gąsiorach prawda szklannych wino, ale te gąsiory stały w koszykach srebrnych wyzłacanych, a główki miały śrubowane w zawój srebrny, a szkło białe jak śnieg i gładkiej roboty. Pomijam inne drobniejsze rzeczy, a za już czas przystąpić do najważniejszych, to jest: do kołaczów, placków, jajeczników i Bóg spamięta ich miana, tych cudaczków rozmaitych, które okrążyły jeden najpoważniejszy kołacz. Kołacz ten był owalny, cyrkumferencyi z ośm łokci, jeśli nie więcej, gruby na dwie piedzi, a jakieśmy tylko weszli do Izby, to nam już zapachniach swojemi przyprawami.
Po brzegach wkoło niego stały różne figurki: Święci dwunastu Apostołowie, udani jak żywo, a wszystko z ciasta. Judasz mnie bardzo zabawił. Przypominasz sobie Wasze Saluniu, owego Pana Giełbatowskiego, owego to bezecnego roztrucharza, co mi za moją klacz źrebną dawał ślepego podjezdka, a sumitował się Bogiem, że nie ma żadnego defektu, i całował mnie. Takuteńki rudowąs i szafraniec.
W środku stał Zbawiciel nasz, Pan Jezus Chrystus z chorągiewką, a nad nim unosił się anioł na druciku u szabaśnika izdebnego nieznacznie w górze zawieszony, i zdawało się jakby leciał po niebie i z gęby wychodziły mu słowa: resurrexit sicut dixit! Alleluia! Inne placki wyobrażały rozmaite zjawiska. Zabawiła mnie kąpiel, bo to był taki jeden placek, co miał w środku sadzawkę z białego miodu, i wyglądały rybki i nimfy kąpiące się, a Kupid strzelał do nich z łuku: ale zamiast w serca, to im bezecnik, panie odpuść, mierzył w śliczne oczka, które zasłaniały od wstydu. Robota tego była bardzo sztuczna, że tak rzekę: nic podobnego nie zdarzyło mi się widzieć i u wielkich Panów. (…)
Aż też przyszły żaki z oracyami, Boże odpuść, pełnymi banialuk, że ich zasłuchać niemożono, które im księża Dominikanie nabazgrali. Głodomory te straszliwie się oblizywały, ale też nie na sucho odeszli. Każdy z nich dostał po całym bochnie chleba, po garnuszku praśnego miodu, po kawałku plus minus półłokciowym wędzonej kiełbasy twardej, z gorczycą, po kromie udźca wieprzowego, opieprzone jak Bóg przykazał".
W środku długiego stołu, okrytego obrusem, wznosił się, dawnym zwyczajem, na postumencie baranek sztucznie wyrabiany z masła, z oparta na nim karmazynową chorągiewką. W koło niego, na srebrnych półmiskach spoczywały rozmaite mięsiwa przyprawiane na zimno, przystrojone zielonymi gałązkami. Dzicze głowy, szynki, kiełbasy, rozmaita zwierzyna i prosię, w zebach trzymające jajko, i indyk z nadzieniem, łosia i cielęca pieczeń. Ponad krańcami stołu, podobny do owego łańcucha odosobnionych warowni, któremi nowa strategia otacza obronne miasta, ciągnął się długi szereg bab oblanych cukrem, cykata i konfiturami: a przewyborne placki, mazury, marcepany komunikacyją pomiedzy niemi ułatwiały.
Już goście zaczęli się gromadzić, gospodarz z gospodynią domu, z każdym dzieląc się święconym jajkiem, alleluja winszował, bagdajby było lepiej, życzył.(...)
Stół okrążono dookoła. Ci jedzą, ci piją, niektórzy spacerują, wszyscy rozmawiają głośno, zaledwie jeden drugiego słyszy”.
W "Święconym czyli Pałacu Potockich w Warszawie" możemy znaleźć jeszcze jeden ciekawy fragment:
"Uczony ksiądz Franciszek Siarczyński, o święconem tak pisze: „Słowianie w święconych jadłach wielkanocnych zbytkiem i wystawą inne narody z dawna przenosili. Dzielenie się jajkiem święconem uważali być zgodnem z duchem braterstwa chrześcijańskiego, z przymiotem właściwym Słowianów gościnności. W miasteczkach, a szczególniej w stolicach było powinnością rozsyłać panom możnym i urzędnikom kołacze wielkanocne. Wielkością, zbiorem rozmaitych wytwornych słodyczy i mimo wysokości na pół łokcia i więcej, dobrem wypieczeniem, kołacze krakowskie w całym kraju słynęły”.
Na Ukrainie dotąd jest zwyczaj, iż z folwarku, kędy pieką baby, przywożą je potem na taczkach do dworu. Z nich nie jedna czasem tak w piecu urośnie, że się lukta potem prowadzi, czy babę rozkroić, czy piec rozwalić, aby z niego babę wydobyć.
W rękopisie znalezionym, a niegdyś do biblioteki kanclerza Chreptowicza należącym, pod rokiem 1685 znajduje się opis baranka, ofiarowanego przez Włocha Alfieriniego, królowej Maryi Kazimierze, żonie Jana III.
Baranek ten misternie był zrobiony z puchu łabędziego, naśladującego wełnę. Za poruszeniem sprężyny podnosił się jakby żywy. Miał na boku przypiętą chorągiewkę, wielkości ośmiu cali, na której było niezmiernie drobnymi literami słowo Alleluja napisane 18,250 razy, to jest tyle, ile królowa do onego czasu dni przeżyła. Królowa, wynagradzając dar tak osobliwszy, obdarzyła Włocha pierścieniem, na którym z brylantów był wyraz Alleluja!"
Wesołych Świąt! :)


Strona graficzna bloga bardzo mi się podoba. Pomysłowe, bardzo ładne zdjęcia to na pewno duży plus. Zaglądam z ciekawością!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Praca nad blogiem oraz profilami na Fb i Instagramie daje dużą satysfakcję. Grafiki i zdjęcia są w dzisiejszych czasach równie ważne jak treść, zwłaszcza w Internecie.
OdpowiedzUsuń